Koniec stacjonarnej szkoły?

Jako skromny obywatel, rodzic, były nauczyciel pogodziłem się już z tym, że koronawirus stopniowo doprowadzi do likwidacji stacjonarnych szkół w Polsce. To pewne. Najbardziej przeraża jednak, że niemal nikomu to nie przeszkadza!

Rok 2020 zostanie zapamiętany jako czas kompletnej dewastacji polskiego systemu edukacji. Oczywiście wszystko pod pretekstem walki z koronawirusem, znanym światu od około 60 lat. Dwukrotne zamknięcie szkół, uczelni, ośrodków oświatowo-wychowawczych pozbawiające setki tysięcy dzieci edukacji, wychowania i opieki nie tylko było sprzeczne z Konstytucją RP, prawem oświatowym, kodeksem rodzinno-opiekuńczym (zmuszanie rodziców do pozostawiania dzieci w domu bez opieki), a nawet apelami Światowej Organizacji Zdrowia oraz UNICEF, ale przede wszystkim ze zdrowym rozsądkiem. Warto w tym punkcie zaznaczyć, że za ten stan rzeczy odpowiadają nie tylko obecny rząd, Ministerstwo Edukacji Narodowej czy prezydent, ale cała klasa polityczna - czy ktoś słyszał jakikolwiek sprzeciw polityka opozycji? 

Od początku, tj. 11 marca 2020 r. intuicyjnie czułem, że to ogromny błąd polskiego rządu, który bardzo szybko przyniesie katastrofalne skutki edukacyjno-społeczne. W zasadzie nie do naprawienia. Niestety byłem odosobniony w swoim myśleniu. Moje koleżanki i koledzy ze szkół byli i są pogrążeni  w wirusowym strachu znakomicie nakręcanym przez media głównego nurtu. Przysłaniał on im racjonalne myślenie oraz poczucie odpowiedzialności zawodowej. Złudnie miałem jednak nadzieję, że tylko do czasu. W sprawie zamykania szkół milczą też organy prawnie powołane do ochrony praw dzieci i młodzieży - rzecznik praw dziecka, kuratoria oświaty, organy prowadzące, gminne wydziały oświaty, a także edukacyjne organizacje pozarządowe.

Oprócz pozbawiania polskich dzieci edukacji, opieki, wychowania (czytaj normalnego dzieciństwa), dużym problemem jest też samo e-nauczanie. Jego szkodliwość  jest dobrze udokumentowana 
w krajowych oraz międzynarodowych badaniach, wykładach, referatach naukowców i… nauczycieli. Każdy przytomny student pedagogiki wie o tym, że nauka przez komputer, dodatkowo połączona 
z izolacją społeczną, to prosta droga do zaburzeń nastroju/ zachowania, depresji, samookaleczeń, samobójstw, wzrostu agresji u dzieci, a także uzależnienia od internetu, nadwagi, otyłości, wad wzroku, postawy, kręgosłupa itd. Izolacja społeczna, zmuszanie dzieci do wielogodzinnego siedzenia przed komputerem mają też niekorzystny wpływ na samą efektywność nauczania. Co najistotniejsze, oficjalnie przyznaje to nawet MEN. W jednym z wywiadów radiowych minister Przemysław Czarnek powiedział, że ma świadomość, iż zdalna nauka nie jest nawet w połowie tak dobra jak stacjonarna. Co więcej, jego poprzednik i aktualny zastępca, Dariusz Piontkowski także w mediach kilkukrotnie przypominał, że szkoły odpowiadają za jedynie ok. 2-2,5 proc. zakażeń koronawirusem w Polsce i nie są ogniskiem zakażeń. Mimo to szkoły i uczelnie są nadal zamknięte.

Wielki dramat rozgrywał się w domach rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi. Zamknięcie szkół i ośrodków specjalnych doprowadziło do pogłębienia zaburzeń i deficytów dzieci niepełnosprawnych, w wielu przypadkach nawet do cofnięcia w rozwoju. Podobne kłopoty spotkały dzieci z domów dziecka, ośrodków wychowawczych, socjoterapeutycznych czy resocjalizacyjnych. Mało kto zwraca uwagę, że na niespotykaną skalę ruszyły procesy wykluczenia oraz pogłębiania dysproporcji w edukacji. Już po kilku tygodniach od 11 marca 2020 r. okazało się, że z systemu edukacji zniknęło tysiące uczniów i nikt nie kontroluje tego, czy realizują obowiązek nauki. Cóż, było to do przewidzenia. Według danych GUS z 2018 r. dostęp do internetu ma 84 proc. Polaków, a codziennie korzysta z niego 77,5 proc. A więc 16 proc. gospodarstw domowych nie może korzystać z e-nauczania. Zatem jeśli mamy ok. 4,6 mln uczniów, z e-nauczania wykluczonych może być ponad 0,7 mln uczniów! 

Czy, kiedy i kto poniesie za to jakąkolwiek odpowiedzialność? Pytanie jest rozpaczliwe, gdyż praktycznie do nikogo w Polsce nie trafiają racjonalne argumenty: lekarzy (dowodzących, że koronawirus jest niegroźny dla dzieci i młodzieży oraz zdrowych nauczycieli w wieku produkcyjnym); naukowców (m.in. z Włoch (Uniwersytet w Genui), Hiszpanii (Uniwersytet w Elche) - podpierających się badaniami, że już wiosenne zamkniecie szkół doprowadziło do poważnej utraty zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży); w końcu premierów większości europejskich państw (którzy nie popełnili błędów z wiosny 2020 r., gdy pochopnie zamknęli państwowy system edukacji). Nawet szef WHO na Europę oraz UNICEF odradzały pozbawiania dzieci edukacji z powodu koronawirusa. Na nic zdają się też prośby, apele, petycje, strajki rozgoryczonych rodziców i opiekunów prawnych. Ponieważ w skali kraju jest ich niewielu są traktowani przez aparat państwa jako margines, z którym nie trzeba się liczyć. 

Aktualnie Polska jest jedynym w Europie krajem, gdzie zamknięto niemal wszystkie poziomy nauczania oraz uczelnie. W zaledwie kilku europejskich państwach szkoły nie działają lokalnie lub poziomami. Chyba już mało kto nabierze się na kolejne obietnice rządu na temat planów powrotu uczniów do szkół. Od marca 2020 r. jako społeczeństwo zostaliśmy w tej kwestii oszukani po wielokroć. Najbardziej w październiku 2020 r., gdy MEN najpierw wydało oświadczenie zapewniające, że nie planuje ponownego zamykania wszystkich szkół, określając nawet takie spekulacje medialne mianem „fake news”, aby dwa tygodnie później… to zrobić. Kto o tym dziś pamięta? Jak można tak kłamać w „żywe oczy” choćby własnym wyborcom? Ile jeszcze razy zostaniemy tak oszukani?

Jeśli wierzyć badaniom opinii publicznej najistotniejszą wartością dla zdecydowanej większości Polaków jest rodzina, a więc także dzieci. Rok 2020 udowodnił, że to utopia. W skali kraju rodziców walczących o stacjonarną naukę, normalny rozwój, zdrowie psychiczne (!) dla swoich pociech jest niewielu. Owszem, w zaciszu swoich domów lub internecie, narzekają na zamknięcie placówek, fikcyjne e-nauczanie, brak opieki nad dziećmi, niemożność pracy, przemęczenie wyręczaniem nauczycieli, ale to wszystko. Nie mają cywilnej odwagi, aby realnie przeciwstawić się dewastacji systemu edukacji. To wymarzona zachęta dla rządzących, aby dokończyć dzieła zniszczenia. 

Na fikcyjnej e-edukacji zarabia sporo osób. Przede wszystkim Microsoft wchodzący do polskich szkół (oraz urzędów) na gigantyczną skalę, ale także mniejsze firmy, trenerzy, szkoleniowcy itd. Już wiosną w Warszawie uruchomiono nawet pilotażowy program zdalnego nauczania. Stworzono specjalną platformę edukacyjną Microsoftu z e-dziennikiem. Objął on 13 tys. uczniów i około 1300 nauczycieli. Wszystkie warszawskie szkoły mają dołączyć do zdalnego systemu do końca czerwca 2021 r.  Po drugie, są to miliardowe oszczędności dla budżetów państwa oraz samorządów formalnie organizujących edukację na poziomie lokalnym. W końcu wprowadzanie e-nauczania jest doskonałą okazją, aby  w dobie kryzysu gospodarczego, zredukować wiele etatów w szkole. Skoro komputer może zastąpić nauczyciela, po co mu płacić i jeszcze często z nim walczyć? Bo nie jest tajemnicą, że sporo pedagogów ma antyrządowe poglądy oraz aktywnie działa na rzecz „obalenia PiS”. Takie ruchy trwają już od wielu miesięcy, równolegle z zamykaniem szkół oraz uczelni rząd mocno rozbudowuje i wspiera edukację domową. 

„Doprowadziliśmy do sytuacji, w której jedna amerykańska firma decyduje o tym, jak wygląda edukacja naszych dzieci. Oddaliśmy to w domenę globalnego koncernu, za nic mając kwestie bezpieczeństwa danych, wizerunku czy przesłanych treści”. To przerażające słowa Jana J. Zygumntowskiego, autora książki „Kapitalizm sieci” z grudniowej rozmowy z Tygodnikiem TVP. A więc chyba wychodzi na to, że polscy uczniowie i studenci zostali sprzedani. Wielkie pieniądze nie pierwszy i nie ostatni raz okazały się priorytetem. 

Co zatem poszło nie tak? Dlaczego mając tak twarde dowody na szkodliwość izolacji społecznej dzieci, noszenia maseczek, fikcyjność e-nauczania, plany stopniowej likwidacji stacjonarnej szkoły, nie protestujemy jako społeczeństwo?

Kochani nauczyciele, czemu milczycie widząc to wszystko? Gdzie są psycholodzy, biolodzy, fizycy, chemicy, gdy widzą dzieci zmuszana do wielogodzinnego przesiadywania przed komputerem czy noszenia maseczek? Gdzie Wasze powołanie, sumienie, etyka i odpowiedzialność zawodowa?

Drogi Rodzicu, dlaczego akceptujesz cierpienie własnego dziecka pozbawianego normalnego rozwoju i dzieciństwa? Kto ma zadbać o te dobra? Dlaczego edukację dzieci oddajesz w ręce cyfrowych gigantów? Czy nie kochasz swojego dziecka?

Biedna ta Polska i jej dzieci…

Komentarze

Popularne posty